Forum Nieoficjalne forum o Krzysztofie Ibiszu Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

NEWSWEEK POLSKA

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Nieoficjalne forum o Krzysztofie Ibiszu Strona Główna -> ARTYKUŁY Z PRASY
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
SERDUSZKO
ADMINISTRATOR FORUM


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:39, 11 Lis 2009    Temat postu: NEWSWEEK POLSKA

nr 9/2001 z 04.11.2001 r.

TV PAPKA - CZYM NAS URZEKŁA?


[link widoczny dla zalogowanych]

Telewizja jest jak lustro, w którym odbija się nasza narodowa osobowość. Dzień w dzień na ekranach w naszych domach wyświetlane są marzenia i tęsknoty Polaków.

Szymon Holownia, Anita Szarlik

O 18.00 zaczyna się telewizyjny "prime time". Środa. Na Polsacie leci serial peruwiański "Cud miłości", w Jedynce "Klan", TVN właśnie skończyła emisję pierwszej tego wieczoru odsłony "Big Brothera" i zaczyna "Rozmowy w toku". Milagros w "Cudzie miłości" jest załamana, bo Jose Antonin ją oszukał. Lukrecja udaje uczucie, a Medina wynajmuje człowieka, żeby zabił Milagros.

Gdy o 19.00 w Dwójce rozpocznie się teleturniej, na ekran TV4 wkroczą "Gladiatorzy". Spazmy śmiechu uczestników wywołuje jedna z bohaterek, która przedstawia się jako "Kocia Chcica". - Ona jest po prostu zajebista! Wie, o co w tym chodzi, i jedzie z tym gównem - komentuje z podziwem jej kolega.

I tak to leci. Dzień w dzień. Szefowie programowi stacji przygotowują na zimę nowe porcje telepapki. Polsat pokaże "Bar", w którym uczestnicy będą prowadzić pub i mają zrobić wszystko, by przyciągnąć prawdziwych klientów. TV4 zaprezentuje reality show "Łysi i blondynki" - sześciu mężczyzn i sześć kobiet będzie co sobota dobierało się w pary podczas tzw. tańca prawdy.

Każdego dnia przeciętny mieszkaniec Polski na nieco ponad trzy godziny emigruje z realnego świata, przenosząc się do barwnej krainy telewizyjnego blichtru. Dokładnie na 198 minut - wynika z badań rynkowych firmy IQS and Quant Group. Ale to tylko średnia statystyczna, Polak Polakowi nierówny. Wszystkie sondaże zgodnie stwierdzają, że czas spędzany przed ekranem dzieli nasze społeczeństwo równie wyraźnie jak wysokość zarobków czy poziom wykształcenia. Co więcej, dzieli je na te same grupy i klasy: słabo wyedukowani i mało zarabiający oglądają telewizję częściej i dłużej niż osoby dobrze wykształcone i zarabiające dużo.

Polska A i Polska B. Polska mikowego sukcesu i Polska zasiłków. Polska wysoko wykwalifikowana, która za ciężkie pieniądze sprzedaje pracodawcom każdą minutę dnia, i Polska po zawodówkach, której czasu nikt nie chce kupić. Nikt poza telewizją. Telewizyjni fachowcy, konstruując program, starają się przede wszystkim odpowiedzieć na oczekiwania i potrzeby tej właśnie widowni. Ludzie zdumieni wynikami ostatnich wyborów nie byliby tak zaskoczeni, gdyby wcześniej uważnie pooglądali telewizję.

- Telewizja jest jak lustro. Odbija się w niej poziom wykształcenia widzów, rozwój gospodarki, myśl techniczna - mówi Bogusław Chrabota, szef programowy Polsatu. - Nasza stacja odzwierciedla Polskę B. Mnie, szczerze mówiąc, wejście Leppera do Sejmu wcale nie zdziwiło. Ja tę Polskę znam.

Nic tylko on. Wszystkie stacje komercyjne - a w ślad za nimi TV publiczna - ewoluują w tym samym kierunku.

- Myślę, że w przyszłości wszystkie ogólnodostępne kanały TV będą przeznaczone głównie dla mas, dla ludzi biednych - mówi prof. Tomasz Goban-Klas, medioznawca Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Co tak pociąga widzów w TV papce? Prostota, jednoznaczność i swojskość świata kreowanego na ekranach. I tęsknota za uszlachetnioną wersją prawdziwego życia. A może odwrotnie - to prawdziwe życie jest w ich odczuciu niedoskonałym ucieleśnieniem platońskich idei, jakie w czystej postaci można obejrzeć po naciśnięciu guzika w pilocie.

Kochane przez widzów telenowele są pochwałą kilku wartości moralnych i świata, gdzie panuje ład i sprawiedliwość. W polskim serialu "Na dobre i na złe" doktor Kuba i doktor Zosia, para głównych bohaterów żyjących na "kocią łapę", muszą wziąć ślub, a była narzeczona Kuby, Edyta, jest odpędzana od małżonków przez resztę bohaterów, którzy jak lwy bronią związku przyjaciół. Jedyna negatywna bohaterka jest piętnowana nie tylko przez bohaterów, ale i przez samych realizatorów filmu. Przez odpowiednie ustawienie scen i makijaż aktorki nieustannie przypominają oni widzom, że mają do czynienia z jędzą.

I widzowie serdecznie tej jędzy nie znoszą, zupełnie jakby istniała naprawdę. Bo rzeczywistość telewizyjna miesza się ze światem realnym. Gdzie sen, gdzie jawa? Już nie wiadomo. Najbardziej spektakularnym przykładem pomieszania rzeczywistości ze światem ekranowej fikcji jest sukces mieszkańca domu Wielkiego Brata Sebastiana Florka w wyborach do Sejmu. Florek jest dziś posłem SLD.

Nieskomplikowany, jednoznaczny świat kreowany przez telewizję zaczął kusić w dwójnasób od czasu, gdy okazało się, że można go nie tylko oglądać z zewnątrz, przez szybkę, ale też do niego wejść. Dosłownie. Tak właśnie zrobił Florek - po prostu wszedł do telewizora. Wcześniej był jednym z milionów widzów. Ale telewizja dała ludziom sygnał: nie jesteście tylko widzami, wy ten świat tworzycie i wam też może przypaść w udziale sława. Do ostatniej edycji "Big Brothera" zgłosiło się aż 125 tysięcy osób. Na casting do właśnie przygotowywanego reality show "Łysi i blondynki" przyszło 14 tysięcy. - Większość z nich to mieszkańcy małych i średnich miast, często bezrobotni - mówi Joanna Drosio z TV4. - Doskonale znali wszystkie reality show pokazywane w polskiej telewizji. Mieli swoich ulubieńców, cytowali rozmowy, pamiętali szczegóły programów sprzed kilku miesięcy.

Pęd do sławy? Z pewnością, ale nie tylko. TV stałą się zarazem współczesnym ucieleśnieniem złotej rybki, która obsypuje darami biednego rybaka. Zygmunt Chajzer, do niedawna prowadzący popularny polsatowski teleturniej "Idź na całość", mówi o kandydatach: - Przyjeżdżali po wygraną, która odmieni ich los. Słyszałem, jak szeptali: "Mam nadzieję, że Zygmunt mnie wybierze" .

26-letni Przemysław Saracen z Lubina, uczestnik teleturnieju "Chciwość czyli żądza pieniądza", mówi: - Jestem bezrobotny, pieniądze były najważniejsze. Do wygrania był przecież milion. Zadzwoniłem pod numer podany w ogłoszeniu, dostałem się na eliminacje.

Złota rybka nie okazała się dla Saracena łaskawa, nie wygrał miliona.

By zgłosić się do udziału w programie, nie trzeba już dzisiaj pokonywać bariery psychicznej, walczyć z nieśmiałością. Z duszą na ramieniu wspinać się po stopniach dzielących plebejską rzeczywistość od "lepszego świata". Ten lepszy świat w swym telewizyjnym wydaniu zniżył się do poziomu dostępnego dla wszystkich.

Nawet Dwójka, program dla bardziej wymagającej widowni, zaczęła w połowie lat 90. transmitować biesiady, w czasie których gwiazdy estrady wykonują piosenki śpiewane zwykle na weselach, imieninach czy przy ognisku. - Wszyscy się oburzyli - mówi prezenterka Dwójki Agata Młynarska, od lat prowadząca te programy - ale widz był zachwycony. To był jego repertuar, coś, co znał, lubił i sam śpiewał. Nobilitowało go to, że teraz słyszy je w wykonaniu najlepszych artystów.
Świat kreowany przez telewizję wydaje się widzom swojski nie tylko dlatego, że znają jego elementy z własnego doświadczenia, jak w przypadku biesiad. Ta swojskość bywa budowana na skojarzeniach wydobywanych z głębokich warstw podświadomości. Niektóre schematy wykorzystywane przez telewizję nawiązują wręcz do pierwotnych archetypów kulturowych. - Obejrzałem kiedyś "Amazonki" - opowiada prof. Koch Sulima, antropolog. - W środku planu był basen, wokół którego zgromadzili się uczestnicy. Przed oczami stanęło mi niedzielne popołudnie w folwarku, nad stawem, gdzie z jednej strony leżą parobkowie, z drugiej strony dziewuchy odsłaniają wdzięki i zalecają się do siebie.

Zarazem jednak telewizja, nawiązując do wielopokoleniowych doświadczeń i rytuałów ludu, oferuje widzom rzecz, o jakiej dawniej widz mógł tylko marzyć: możliwość wywierania wpływu na rzeczywistość. Przez całe stulecia niemal nic na świecie nie zależało od prostego człowieka, nawet jego własny los. Wszystkie ważne decyzje zapadały gdzieś tam na górze i zawsze podejmowali je inni, możni, potężni. A dziś? Dziś telewizja mówi: dajemy ci moc decydowania - jeżeli ktoś ci się nie podoba, możesz wysłać SMS, dzięki któremu ten człowiek odejdzie z domu Wielkiego Brata. Możesz do nas zadzwonić i ocenić polityka w "Linii specjalnej". Dziś telewizja słucha widza, a nie tylko widz telewizji.

- Kiedyś mówił tylko obraz do dziada. A teraz dziad zaczął mówić do obrazu - twierdzi prof. Goban-Klas.

I telewizja zachęca dziada: mów śmiało, nie przejmuj się brakiem wyższego wykształcenia czy ponad przeciętnej wiedzy; twoje słowa i tak zasługują na wysłuchanie. Wystarczy tylko chcieć, by zyskać prawo do wypowiadania się.
Pytania teleturniejów skonstruowane są tak, by każdy mógł na nie odpowiedzieć. - Uczestnicy dawnej "Wielkiej gry" przypominali akrobatów potrafiących coś, czego cała reszta nigdy nie będzie umieć - mówi Goban-Klas. Dziś widzowie chcą widzieć kogoś na swoim poziomie. Zasiadają przed telewizorem i cieszą się, gdy znają odpowiedź na pytanie: "Jak nazywał się las, w którym mieszkał Robin Hood? Las Vegas, Las Palmas czy las Sherwood?"

Bo tak naprawdę to nie pytania są ważne. Największą siłą teleturniejów są emocje. Typowy przykład to "Życiowa szansa", gdzie pytania są tylko dodatkiem do gry świateł, muzyki i hipnotyzujących ruchów prowadzącego program, który przesuwa uczestnikom pod nosem kuszące sterty banknotów.

Widz czuje się dobrze, gdy ogląda bohaterów takich samych jak on. A jeszcze lepiej czuje się, gdy bohaterowie ci są w czymś gorsi od niego. W polsatowskim teleturnieju "Chciwość, czyli żądza pieniądza" prowadzący pyta uczestniczkę: - Kto zagrał główną rolę w "Stawce większej niż życie? - Makuszyński! - pada zdecydowana odpowiedź. Po takim wyznaniu trudno, by widz nie poczuł się lepiej.

Samopoczucie widzów poprawia się też, gdy oglądają ludzi dotkniętych przez los. Na tym budowana jest popularność - widowisk w stylu "Wybacz mi" czy "Rozmowy w toku". - Uwielbiamy patrzeć na tych, którym wiedzie się gorzej - mówi dr Rafał Olime, psycholog społeczny z Polskiej Akademii Nauk.

Ten sam widz instynktownie łaknie jednak również świata bajkowego, bogatych wnętrz i pięknych ludzi, jakich w szarym życiu nie miałby nigdy szansy spotkać. Dlatego telewizja bez gwiazd, działających na wyobraźnię i emocje publiczności, istnieć by nie mogła. Gwiazdy telewizji swoją popularnością zaćmiewają dziś blask największych nawet stacj "wyższej" kultury. Szef Jedynki Sławomir Zieliński wspomina spektakl "Shirley Valentine" Krystyny Jandy. Wszyscy oglądali aktorkę w milczeniu. W krótkim epizodzie pojawil się jednak Cezary Żak, sympatyczny tramwajarz z serialu "Miodowe lata". W teatrze zerwał się huragan braw.

- Ludzie na ulicy na mój widok najczęściej reagują tak, jakby w dalszym ciągu trzymali w garści pilota i oglądali program. Najczęściej głośno komentują mój wygląd - mówi Krzysztof Ibisz.

Gwiazdy wybierane są z rozmysłem. Są wręcz produkowane. Na zimno, w oparciu precyzyjne kalkulacje. Scenarzysta programu przedstawia zestaw pożądanych cech prezentera i pod ten schemat szuka się odpowiedniej osoby. Do "Rozmów w toku" reżyser zażyczył sobie kobiety w wieku 30-40 lat z doświadczeniem aktorskim, mających rodzinę. Bo trudno rozmawiać z gośćmi o problemach rodzinnych, jeżeli samemu rodziny się nie ma. Agencje zebrały dane 60 kandydatek, trzy kobiety znalazły się w finale. W końcu reżyser wybrał - jak mu się wydawało - najodpowiedniejszą. Tak zaistniała Ewa Bakalarska. Zapadła decyzja: ona będzie gwiazdą.

Jednak ten status nie przysługuje dożywotnio. Po kilku miesiącach bakalarską zastąpiła Ewa Drzyzga, która prowadzi program do dziś. - Drzyzga jest po prostu dziennikarką - uzasadnia tamten wybór Edward Miszczak, szef programowy TVN.

Przez casting przeszedł też Hubert Urbański, prowadzący "Milionerów".

Urbański to chyba dobry symbol. Zaprojektowany przez beznamiętnych socjotechników, apeluje do najwyższych emocji widzów. Z premedytacją wykalkulowany, jednak swoją programową życzliwością odpowiada ich prawdziwym potrzebom. Taka jest cała dzisiejsza telewizja. Z rozmysłem żywiąca się tęsknotami ludu, lecz przecież na swój sposób autentyczna.

[link widoczny dla zalogowanych]

O Krzysztofie Ibiszu mówi Bogusław Chrabota, dyrektor programowy Polsatu: - Nie jest dziennikarzem. Jest showmanem. Sprawdza się tam, gdzie jest publiczność. Jest miły, pogodny, przystojny, inteligentny, ma refleks i łatwo nawiązuje kontakt ze zwykłymi ludźmi. To typ tzw. good mana. Musi być dobrze obsadzony, nie sprawdził się w roli prowadzącego ostry talk-show "lbisekcja". Poza tym to prawdziwy profesjonalista i dlatego jest gwiazdą już w trzeciej stacji telewizyjnej.

O Hubercie Urbańskim i Zygmuncie Chajzerze mówi Edward Miszczak, szef programowy TVN: - Obaj umieją słuchać innych. Chajzer jest "pisany" znacznie bardziej wyrazistą kreską. Zabawny, dowcipny, czasami wręcz frywolny. Hubert Urbański budzi zaufanie, ale co najważniejsze - pilnuje, aby zaufanie to nie było zbyt duże. Uczestnicy "Milionerów" nie powinni się przecież zbytnio sugerować jego podpowiedziami. Urbański umie podsycać emocje.

O Agacie Młynarskiej mówi Nina Terentiew, szefowa telewizyjnej Dwójki: - Agata to specyficzny okaz w naszym telewizyjnym zoo. Potrafi być drapieżna jak tygrys, ale też przymilna jak kociak, który lubi być głaskany i na pewno nie podrapie. Ma niesamowity temperament. Woda wrze w temperaturze stu stopni, Agata wrze we wszystkich temperaturach.Tylko my, najbliżsi przyjaciele, wiemy, kiedy można do niej podejść i nie poparzyć sobie palców. A tak przy okazji,to świetna dziennikarka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
SERDUSZKO
ADMINISTRATOR FORUM


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:00, 12 Lis 2009    Temat postu:

nr 18/2007 z 06.05.2007 r.

POWRÓT CARYCY

NINA TERENTIEW I JEJ NOWY DWÓR


[link widoczny dla zalogowanych]

Nina Terentiew: W ostatnim rankingu OBOP wśród najbardziej cenionych gwiazd TV znalazły się aż cztery nasze: Tomasz Lis, Hanna Smoktunowicz, Krzysztof Ibisz i Zygmunt Chajzer. To są powody do dumy, a nie frustracji.

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Nieoficjalne forum o Krzysztofie Ibiszu Strona Główna -> ARTYKUŁY Z PRASY Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin