Forum Nieoficjalne forum o Krzysztofie Ibiszu Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

MIASTO KOBIET

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Nieoficjalne forum o Krzysztofie Ibiszu Strona Główna -> PROGRAMY TELEWIZYJNE
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
SERDUSZKO
ADMINISTRATOR FORUM


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:10, 12 Lis 2009    Temat postu: MIASTO KOBIET

MIASTO KOBIET - 19.04.2006 r.

HISTORIA BURZLIWEJ MIŁOŚCI


19 kwietnia 2006 r. w TVN Style w programie "Miasto kobiet" gośćmi byli Krzysztof i Anna Ibiszowie.

[link widoczny dla zalogowanych]

Marzena Rogalska: Myślę sobie z czułością, że stara miłość nie rdzewieje.

Paulina Młynarska: No tak, ale inni mówią złośliwie, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki.

M. R.: Anna i Krzysztof Ibiszowie!

Krzysztof Ibisz: Dzień dobry!

Anna Nowak-Ibisz: Dzień dobry!

P. M.: Witamy w "Mieście kobiet".

M. R.: Cześć kochani!

K. I.: Nieswojo się czuję w "Mieście kobiet".

P. M.: Długo oczekiwani, bo tak naprawdę zakłusy na was były od dawna.

M. R.: Tak. Ja bym chciała Anka, Krzysiek ustalić od razu jedną rzecz.

K. I.: Czy mieszkam w hotelu? Poważnie rozmawiamy czy nie?

M. R.: Poważnie! Absolutnie tak Krzysztof!

K. I.: Poważnie to jest tak: jakbyśmy przeanalizowali, że Ibisz uciekł z domu, to wchodzi jakiś gość do oszklonych drzwi. Nie wiadomo kto to jest, bo nie wiadomo czy to ja, bo jakiś gość wchodzi. I tyle...

P. M.: Ale "Fakt" donosi kto to jest.

K. I.: Nie, nie! I z tego jest pewna historia, że ten facet to jestem na pewno ja. Jeżeli wchodzi ktoś do jakiś drzwi, to pewnie wchodzi do hotelu. A dlaczego wchodzi do hotelu? Bo porzucił żonę i dziecko. Bo nie może tego wytrzymać. Żona go wygnała.

M. R.: Ok, przyjmuję do wiadomości. To w takim razie jesteście ze sobą, ale coś w ogóle się nie dotykacie, nawet kolanem.

A. N.-I: Nie, bo my nie lubimy!

(Śmiech)

K. I. Tak. I następnego dnia była publikacja. Byliśmy wspólnie na imprezie, na koncercie Lisy Stansfield. Myślimy jaką kolejną bzdurę napisze ten wiodący dziennik brukowy. Czytamy następnego dnia: jesteśmy. Afera! Pokazują się, żeby przykryć prawdę o rozpadzie ich związku.

P. M.: No to pomówmy o tej prawdzie. W każdej plotce jest jakieś maleńkie ziarno prawdy.

K. I.: Nie w każdej.

P. M.: Ty dementowałeś, że wyprowadziłeś się na chwilę...

K. I.: Nie! Nie w każdej!

A. N.-I.: Nie w każdej. Ja ci dam następny przykład z tej z przeproszeniem "gazety". Zdjęcie, jak wszedł człowiek do "Baru". On był tyłem, miał przeżelowane włosy i było taaakie zbliżenie i "Ibisz łysieje i tyje z rozpaczy, czy z czegoś..."

(Śmiech)

A. N.-I.: Mnie też można takie zdjęcie zrobić z tyłu i napisać, że łysieje i rwie sobie pióra z żalu i tęsknoty, bo ją zostawił.

K. I.: Słyszałem różne plotki o sobie i tam nie ma ziarna prawdy. Nie jest też prawdą to, że prawda leży zawsze po środku. Nie zawsze.

P. M.: No dobra! Nieważne czy jest tu ziarno prawdy, czy nie. Ty dementowałeś te plotki. Mówiłeś, że wyniosłeś się, bo byłeś chory.

K. I.: Nie. Nie chodziło o dementowanie.

P. M.: Czy byłeś chory, czy miałeś grypę? To jest drugie poważne pytanie w tym programie.

K. I.: Miałem grypę. Ale chodzi o to, że głównie po to udzielałem wywiadów, nie po to by dementować, bo bzdur się nie dementuje, plotek tak samo, tylko żeby uświadomić ludziom, że kupują produkt chorej wyobraźni. Że jeżeli już wydają tą złotówkę, to żeby wiedzieli, że ok chcemy się dobrze bawić, jest to komiks, pełna bzdura, konfabulacja. Płacimy za to, żeby sobie poczytać bzdury.

A. N.-I.: Sensacyjki. Bzdury przy okazji.

K. I.: Sensacyjki, bo wiadomo, że najlepiej sprzedają się sensacje. Jest to konstrukcja typu znane nazwisko, bo bierzemy nazwiska z tej top listy najbardziej znanych, i jakiś skandal. Oczywiście nieszczęście, bo nieszczęście się sprzedaje w Polsce. Czyli znane nazwisko + wydumane nieszczęście = sukces finansowy gazety. I niemiecki przedsiębiorca się na tym bogaci. Prawda? To trzeba zdać sobie z tego sprawę.

M. R.: Dobra! Już! Krzychu, Aniu! Troszkę zdominowałeś tutaj Ankę. Wasza historia jest bardzo romantyczna. Spotykacie się w liceum. Mówicie, że jesteście dla siebie stworzeni. I dlatego pytam: dlaczego dzisiaj nie obchodzicie dwudziestej rocznicy ślubu?

(Krzysiek od razu odpowiada)

A. N.-I.: Proszę bardzo, znowu! (Śmiech)

K. I.: Wydaje mi się, że spotkanie Ani i pierwsza moja wielka miłość przyszła w momencie, kiedy byłem facetem niedojrzałym. Miałem wtedy 17 lat. Zakochałem się, ale gdzieś tam jeszcze wydawało mi się, że trzeba jeszcze po tym życiu trochę się poobijać. To był błąd. Nie doceniłem tego pięknego uczucia.

A. N.-I.: To wcale nie był błąd.

K. I.: Nie. Ja uważam, że to wcale nie dobrze...

A. N.-I.: Dobrze, dobrze.

P. M.: Wiesz, może wcale nie bylibyście razem, gdyby to się wtedy zadziało i doprowadziło do jakiegoś poważnego związku, bo nie wiedzielibyście o sobie różnych rzeczy. Ania, jak ty sądzisz?

A. N.-I.: Dokładnie! Oczywiście, że tak! Ja dokładnie tak sądzę, no nie kręć tak głową (mówi do Krzyśka).

P. M.: Te 20 lat, czy to doprowadziło was do tego kim jesteście dzisiaj?

A. N.-I.: Oczywiście, że tak.

P. M.: I niczego nie żałujesz?

A. N.-I.: Z pierwszą miłością jest tak, że człowiek w ogóle nie za bardzo wie o co chodzi. Jeżeli ona go trafia tak jak pierwsza miłość trafia, to po prostu jest genialne, masz temperaturę, nie możesz jeść, nie możesz żyć bez tej osoby, piszesz pamiętniki.

M. R.: Super uczucie.

A. N.-I.: Raz tylko Ibisz mnie dotknął za rękę, wróciłam i napisałam 40 stron na temat tylko tego dotknięcia za rękę. (Ania bierze Krzyśka za rękę - trzymają się za ręce do końca programu. Śmiech.) Poza tym to były inne czasy. Nie było tak, że wskakiwało się ze sobą do łóżka: bara-bara i jesteśmy razem. Trzymanie za rękę, granie na gitarze.

[link widoczny dla zalogowanych]

P. M.: To było w ubiegłym wieku!

(Śmiech)

M. R.: To było bardzo romantyczne.

A. N.-I.: Myśmy razem grali w przedstawieniu pt. "Toto" w Teatrze Żydowskim. Czuliśmy się fajnie, byliśmy trochę inną młodzieżą.

K. I.: Tak. Ja grałem policjanta.

A. N.-I.: On chodził w czarnym swetrze, przetartych butach, to samo ja. Trzymała się jego harmionijka ustna.

K. I.: Śpiewałem Stachurę, grałem na harmonijce. Byłem romantycznym chłopakiem.

M. R.: Z nim będziesz szczęśliwsza.

A. N.-I. Nie, on grał Stachurę.

M. R.: No przecież to jest Stachura.

A. N.-I.: Tak, tak, tak.

M. R.: Krzysiek Ibisz grał: z nim będziesz szczęśliwsza, dużo szczęśliwsza będziesz z nim... Rozstaliście się! I co? Po takiej wielkiej, płomiennej miłości przez tych 20 lat nie utrzymywaliście ze sobą żadnych kontaktów?

A. N.-I.: Jak to? Byliśmy obok siebie cały czas!

M. R.: Ale przez tych 20 lat!

A. N.-I.: Przez 20 lat! Myśmy poszli razem na jedne studia. Ja wylądowałam w Łodzi. On jest rok przede mną.

K. I.: Byliśmy w szkole filmowej razem.

M. R.: No wiem, ale ty wyjechałaś.

A. N.-I.: No, ale to kiedy ja wyjechałam! Jeszcze zdążyliśmy być razem w Teatrze Studio.

P. M.: Zdaje się, że Marzenę ponoszą tutaj romantyczne emocje. Ustalimy wszystko precyzyjnie, matematycznie.

K. I.: Ja chciałem tylko wrócić, jeżeli można: czy warto było. Ja nie jestem wcale taki pewien. Oczywiście z jednej strony potrafię teraz docenić tą miłość Ani jako człowieka, osoby w moim życiu. I takie moje życiowe przeznaczenie kobiece. Z drugiej strony nie wiem wcale, czy tak warto było aż tyle razy dostać od życia po twarzy, tyle razy się poobijać naprawdę ciężko w życiu. Całe doświadczenie, które mam, cały bagaż ze sobą nosić, żeby wrócić. Wrócić - tak, ale teraz byśmy mogli mieć rzeczywiście dorosłe dzieciaki i byśmy spokojnie kiwali palcem w bucie w naszym ogrodzie.

A. N-I.: Jeszcze jest czas.

P. M.: Ale byście byli sobą znudzeni. Może byście mieli siebie już dosyć. Może przeżylibyście całą masę kryzysów związanych z tym, że trzeba czegoś poznać: smak kariery itd.

K. I.: Ale byśmy mieli o 20 wakacji, świąt wspólnych więcej.

A. N.-I..: Wcale tego nie wiesz.

M. R.: Nie wiesz tego! Ale tak przypuszcza.

K. I.: Ale to nie jest tak kochani, że nie żałuję tego czasu.

P. M.: Ty miałaś gdzieś tam z tyłu głowy coś takiego, że przypominałaś sobie gdzieś na dnie serca: ten Ibisz jednak był. I myślałaś: spróbuję się z nim spotkać, skontaktować, a gdyby tak z Ibiszem??? Wiesz jak to jest? Mi tak coś wracało czasami kiedyś.

A. N.-I.: Nie.

M. R.: Nie miałaś tak?

A. N.-I.: Nie, dlatego, że jak coś się rozpada i przypłacasz to bardzo dużą ilością nieszczęścia, cierpienia tą pierwszą miłość...

P. M.: Jak wy w ogóle byliście długo ze sobą na początku? Te pierwsze wzloty?

K. I.: Trzecia i czwarta klasa liceum właściwie.

A. N.-I.: Tak.

P.M.: Znaczy 2 lata. I jak się to rozpadło? To była wielka rozpacz twoja?

A. N.-I.: Wielka! Dlatego ja wykasowałam to kompletnie, bo jak dotykasz i parzy i boli przede wszystkim, to masz coś takiego: do widzenia! Jedyny ratunek dla mnie z tego był taki, że kasujemy. Kompletnie!

M. R.: Ja nie wiem czy to się da tak skasować Anka kompletnie?

A. N.-I.: No właśnie zmierzam do tego, że się tak nie da.

M. R.: Pierwsza wielka miłość ma zawsze tutaj w serduszku czołowe miejsce i może być najwyżej uśpiona. Dlatego co się stało z tą miłością jak zobaczyłaś tego pana po tak długim czasie po raz pierwszy?

A. N.-I.: Ale ja go nie zobaczyłam po tak długim czasie po raz pierwszy.

M. R.: No, ale jak go zobaczyłaś i wtedy...

K. I.: To był kolejny przypadek w naszym życiu.

A. N.-I.: Dość dużo było go wszędzie. Więc wystarczyło wziąść gazetę, a tam był Ibisz!

P. M.: Wystarczyło lodówkę otworzyć, a tam ooo Ibisz!

M. R.: Czyli trudno było o nim zapomnieć.

A. N.-I.: Otwierałam tą lodówkę i mówiłam: a idź do jasnej cholery.

P. M.: I jak się spotkaliście kochani? Ja już mówię o tym spotkaniu jak zaiskrzyło.

K. I.: Przypadek. Los.

A. N.-I.: Zupełny.

P. M.: Okoliczności proszę.

K. I.: Ty opowiadaj.

A. N.-I.: Ja?

K. I.: Tak.

A. N.-I.: Acha, ja muszę teraz. (Śmiech)

K. I.: Nie będę dominował. W domu mi wystarcza. (Śmiech)

A. N-I.: To było trochę romantyczne. Strasznie chciałam pojechać sobie nad morze. Po prostu zobaczyć jak wygląda morze. To była kwestia jednego telefonu. Akurat zbliżały się moje imieniny - 26 lipca. 25 - Krzysztofa, 26 - Anny. I pojechałam. Drugiego dnia, dokładnie w moje imieniny spotkałam go wtedy zupełnie przez przypadek...

[link widoczny dla zalogowanych]

K. I.: Ty myślałaś wtedy o moich imieninach?

A. N.-I.: Nie! Absolutnie nie! To też wykasowałam.

M. R.: No i spotykasz go na tej plaży...

A. N.-I.: Nie, nie. Na żadnej plaży. Ja wieczorem, z bukietem róż, ze znajomymi, bo to imieniny.

K. I.: Spacerowałem wtedy z przyjacielem.

A. N.-I.: Spacerował z przyjacielem. Ja stałam tyłem, i on puknął mojego znajomego i się pyta czy to jest ta Krystyna, Zuzanna, czy tam Anka Nowak. (Śmiech) On ma jeszcze często tak, że ludzie przed nim wyrastają, tutaj tego nie miał, i mówi: "mhm.... pamiętam... no... jasne, że cię pamiętam", a tu czarna taśma się przesuwa i nie znajdujemy odpowiedniej szufladki.

K. I.: Nie poznaję ludzi, ale wracaj.

P. M.: Stara się być uprzejmy chłopak. Ja to rozumiem.

A. N.-I.: To był pierwszy raz, kiedy ja spotykając go po latach sobie pomyślałam: "O! To jest inna osoba!"

M. R.: Jaki jest ten na nowo poznany Krzysiek?

A. N.-I.: Tu się dużo zmieniło!

K. I.: Wyjść czy siedzieć?

P. M.: Siedź, siedź!

K. I.: Dobra!

A. N.-I.: Pomyślałam: inny jest!

M. R.: A ty pomyślałeś o niej jak?

K. I.: Ja przytuliłem Anię i po prostu powiedziałem jej, że czuję się jak w domu.

M. R.: Fajnie!

K. I.: To już tyle lat minęło i poczułem po prostu taki dom! Powiedziałem to i na tym polegało nasze spotkanie.

A. N.-I.: I mi to powiedział, a ja nie miałam już osiemnastu, ani siedemnastu. I wiedziałam, że jak ktoś mi mówi, że czuje się jak w domu...

P. M.: Dokładnie. Do tego chciałam nawiązać, ze nie miałaś już osiemnastu, ani siedemnastu, ani ty też. Jak wygląda wasze życie teraz, zważywszy na to, że macie jednak sporo bagażu i jesteście miłosnymi rozbitkami, którzy się znaleźli gdzieś na wspólnej wyspie i teraz muszą wspólnie budować. Ty masz w swoim bagażu synka z pierwszego związku.

[link widoczny dla zalogowanych]

K. I.: Super. (Milczy)

M. R.: Krzychu.

K. I.: Super synka mam z pierwszego związku. Świetnie nam się żyje, wesoło.

A. N.-I.: A ja myślę, że nie o tym jest pytanie.

P. M.: Pytanie jest o tym czy ta przeszłość nie dogania was czasami.

A. N.-I.: Dokładnie. Znaczy dogania, ja go tłukę, ilekroć sobie przypomnę, że co on, gdzie...

K. I.: Ała, ała, no, za stare czasy od razu bęcki dostaję.

(Śmiech)

A. N.-I.: My się śmiejemy, że będziemy mieli po 80 lat, ja sobie przypomnę i on dostanie znowu bęcki, za to, że on wtedy...

K. I.: "...za to, że zostawiłeś mnie wtedy dla tej..." i od razu bęcki dostaję...

P. M.: Ale ja nie pytam o waszą przeszłość, tylko o ciężar gatunkowy waszych poprzednich związków i tych lat, które za wami.

M. R.: Krzychu, jak, bo teraz ty go zdominowałaś?

A. N.-I.: (Śmiech)

K. I.: Nasze życie przed sobą pozamykaliśmy, jakoś rozwiązaliśmy te nasze wszystkie sprawy. To są zamknięte rozdziały i tyle. To nie jest tak, że ciąży.

P. M.: A jak twój synek z pierwszego związku reaguje na Anię i teraz na braciszka?

K. I.: Bardzo Anię lubi.

A. N.-I.: Myślę, że całość polegała na tym, że ja kompletnie nie próbowałam ani wyprzedzać jego pragnień, ani zgadywać co teraz.

K. I.: Wręcz nie narzucałaś mu się w żaden sposób.

A. N.-I.: W żaden sposób mu się nie narzucałam, i w żaden sposób nie próbowałam wystartować z jakimś wielkim prezentem.

M. R.: I podlizać się na wszelki wypadek.

A. N.-I.: Zupełnie zostawiałam ich sobie we dwójkę i stawało się tak, że on sam do mnie przychodził. Krzysiek mówił mi, że on chce, żebym z nim pływała po dywanie kraulem itd., bo on chce się z tobą bawić.

M. R.: A czy ty bałaś się tych spotkań na początku z Maksem?

A. N.-I.: Myślę, że tak. Że to jest obawa, bardzo uzasadniona zresztą, czy się zostanie zaakceptowanym, czy nie. I to powstrzymanie się, żeby nie polecieć do Smyka i zapytać się czy on nie marzy od dawna o wielkim rycerzu i nie postawić tego przed nim...

(Śmiech)

A. N.-I.: ...a siebie schować za ten prezent. Tylko stanąć i się przyglądać dziecku, popatrzeć jakie jest i zupełnie go sobą nie absorbować. Trzeba poczekać, żeby to się ułożyło, i zobaczyć, że dzięki Bogu jest to tak, że nie ma problemu. On bierze za rękę i mówi: "Chodź".

P. M.: Przejdźmy teraz do spraw formalnych. Krzysztof, ty drugi raz włożyłeś obrączkę na palec. Nie bałeś się?

K. I.: Nie, zupełnie nie! To było dla mnie bardzo naturalne. Taka potrzeba sformalizowania związku.

A. N.-I.: Jak to okropnie brzmi: sformalizowania. Formalina!

K. I.: No, ale skoro mówisz o formalnościach...

P. M.: No wiesz, ale już raz było do końca życia i te słowa gdzieś zapadają w człowieka...

K. I.: Przysięga bardzo dużo od człowieka wymaga. Może za dużo. Trwać za wszelką cenę też nie jest dobrze.

M. R.: Moja przyjacióła mówiła, żeby przysięgę małżeńską zmienić, że będę się starał ze wszystkich sił być z tobą do końca życia.

K. I.: I to byłoby uczciwe.

A. N.-I: Piękne i bardzo uczciwe.

M. R.: Z miłościami pierwszymi jest też tak, że idealizujemy w naszych sercach, umysłach obraz tej osoby, którą kochaliśmy tą wielką, nieprawdopodobnie płomienną miłością. Czy nie obiliście się o te ideały? Czy zaczęliście się troszkę kłócić? Jak to wygląda?

A. N.-I.: Jak sobie wyobrażasz świat? Że żyjesz z drugim człowiekiem i się nie kłócisz?

M. R.: Czyli się kłócisz? Normalna!

K. I.: Jesteśmy normalni. Jestem takim furiatem w domu.

A. N.-I.: Tak, to jest furiat.

P. M.: To talerze lecą, czy raczej syczycie?

A. N.-I.: Nie, my nie jesteśmy od syczenia.

K. I.: Ja jestem facetem z krwi i kości.

M. R.: Poczekaj, tu spektakl miał się odbyć.

A. N.-I.: Ja nie umiem tak jak on. Musi być odpowiednie podłoże. Wkurzy się, leci nieparlamentarne słowo, nie będę coś tam, czegoś. (Ania demonstruje jak Krzysiek rzuca talerzami Smile)

K. I.: Drzwi bardzo dobrze trzaskają. My jesteśmy taką trochę włoską parą.

A. N.-I.: Ale wiecie co jest w tym wszystkim najważniejsze? Jak on sobie tak rzuci, to mnie nie ogrania furia, czy wściekłość na niego, tylko ogarnia mnie totalne rozczulenie. Myślę sobie: popatrz do czego faceta doprowadziłaś.

(Śmiech)

A. N.-I.: Zaczynam się śmiać, ale nie z niego, tylko z całej sytuacji. Jest śmiesznie. Po czym jak mu pokazuje, jak tym talerzem rzucał, to w ogóle jest już sytuacja rozładowana.

M. R.: (Śmiech)

P. M.: Jak się kłóci Ania w takim razie?

K. I.: Mamy podobne temperamenty. Ania jest osobą mocną, konkretną i też szybko potrafi się zdenerwować. Z nas natomiast szybko schodzi i my kłócąc się nawet, krzycząc na siebie, nie przestajemy się kochać w ogóle.

M. R.: Krzychu, a czy potrafisz zmienić pampersa?

K. I.: Lubię jak tak do mnie mówisz: Krzychu. Potrafię przewinąć, potrafię utulić, czy uśpić? No czasem, jak jest zmęczony za twardy jestem i jak go przytulam, to jest mu nie wygodnie. Z Maksem miałem wprawę i w tym jestem dobry.

P. M.: Jeszcze jedno pytanie. Ty nie byłaś troszkę zazdrosna o to, że Krzysztof już raz poznał smak rodzicielstwa z kim innym?

A. N.-I.: Nie. Ja już miałam grubo ponad trzydziestkę i wiedziałam, że jeżeli spotkam faceta, to ma być to człowiek, który już cokolwiek przeszedł i przeżył. Wiesz, związać się z kimś, kto ma czterdziestkę, czy trzydzieści osiem, i jeszcze nigdy nie podjął w życiu żadnej odpowiedzialności, czyli nie był mężaty, żonaty, dzieciaty, to może być dziwnie.

P. M.: To nie świadczy o nim najlepiej? Tak, to prawda.

A. N.-I.: Także ja wiedziałam od początku, że jeżeli ktoś przyjdzie, ktoś się zjawi, to będzie to ktoś z doświadczeniem życiowym, które powoduje, że jest lepiej, a nie gorzej.

P. M.: Będzie absolwentem. Już to tutaj padało w "Mieście kobiet".

A. N.-I.: Tak.

K. I.: Ja tylko chciałem dorzucić, że ja się cieszę, że z Vincentem będę przeżywał to co z Maksiem w tym momencie, za ileś tam lat. Te nasze rozmowy z Maksem o życiu, świecie, autach, bajkach, różnych codziennych sprawach. To są tak fajne rozmowy, że już się cieszę, że z Vincentem za parę lat znowu będę to przeżywał.

M. R.: Będzie powtórka z rozrywki. Super.

K. I.: Tak, fantastycznie.

P. M.: A ile Maks ma lat?

K. I.: 5,5. On mówi, że jest sześciolatkiem.

M. R.: Ja nie bez powodu pytałam o to, czy ty potrafisz takie rzeczy, bo chcę wiedzieć jaki jest podział ról w waszym domu. Czy jest równouprawnienie? Bo tu już zażartowałeś, że wystarczy ci dominacja w domu.

K. I.: Nie ma. Ja lubię jak mi Ania coś ugotuje, poda kawę, herbatę.

A. N.-I.: Bardzo lubi.

K. I.: Uwielbiam siedzieć sobie w fotleu, czytać gazetki.

M. R.: A ty Anula?

A. N.-I.: A ja lubię jak on leży w fotleu i jest taka popołudniowa drzemka, że cały dom zapada. Malutki wczoraj na przykład na tarasie spał 3 godziny równo, on spał obok. Ja mu przyniosłam kołdrę, nakryłam go, nie zmyślam, pogłaskałam go po głowie, żeby spał. Ten spał na tarasie, niania spała w pokoju u małego, a ja gotowałam (Krzysztof całuje Anię).

[link widoczny dla zalogowanych]

M. R.: I to jest szczęście!

A. N.-I.: I takie szczęście było, taka harmonia. To jeszcze cichutko gotowałam, żeby nie obudzić wszystkich.

K. I.: Wiem, że teraz myślicie, że my sobie żartujemy. Kombinujecie, ale my tak mamy.

M. R.: Ale co ty człowieku! Ty widzisz moją twarz i myślisz, że ja tu kombinuję! Nie wiem co mam zrobić.

K. I.: Ja wiem, że to jest niemodne w tym programie.

P. M.: Ale to jest jak najbardziej modne! Poza tym my to lansujemy. Złym językom "na pohybel". Niech żyje miłość! Nie myślcie, że my tu szukamy dziury w calu.

K. I.: Ja się zajmuję mnóstwem męskich spraw w domu, typu auta, naprawy. Męskie rzeczy biorę na siebie.

M. R.: Nic dodać, nić ująć! Sami państwo widzieli: te gesty, te czułości, te pocałunki...

K. I.: Ale teraz będzie gorzej. Jak jest dobrze, to natychmiast w tym czołowym brukowcu musi być, że będzie źle. Ceną za naszą rozmowę, że jest super, będzie artykuł, że jest fatalnie! Koniec! Dramat!

M. R.: Czyli jak sami widzieliście. Były pocałunki, były czułości, ale też mówili, że są normalni z krwi i kości. Kłócą się, są niedospani, mają małe dziecko. Ale najważniejsze jest, że ta miłość trwa. Stara miłość nie rdzewieje! Dziękujemy bardzo!

K. I.: Dziękujemy bardzo!

A. N.-I.: Dziękujemy!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Nieoficjalne forum o Krzysztofie Ibiszu Strona Główna -> PROGRAMY TELEWIZYJNE Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin