Forum Nieoficjalne forum o Krzysztofie Ibiszu Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

VIVA
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Nieoficjalne forum o Krzysztofie Ibiszu Strona Główna -> ARTYKUŁY Z PRASY
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
SERDUSZKO
ADMINISTRATOR FORUM


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:03, 12 Lis 2009    Temat postu:

nr 10 (295) z 15.05.2008 r.

NIEZNANE MAMY ZNANYCH GWIAZD


[link widoczny dla zalogowanych][link widoczny dla zalogowanych]

GRUPA WSPARCIA

KRZYSZTOF IBISZ I MIROSŁAWA JOPE-IBISZ

ON - PREZENTER TELEWIZYJNY, ONA - POLIGRAF, NA EMERYTURZE


Mirosława: Oglądam każdy jego program, a Krzyś zawsze w trakcie przerwy dzwoni do mnie, pytając: "l jak, mamo? Wszystko w porządku?". Odpowiadam: "Ładnie wyglądasz". Ale też: "Nie garb się", "Nos ci się świeci", "Nie mów tak szybko". Nigdy się na mnie nie złości, wręcz przeciwnie, oczekuje tego. Patrzę na niego sercem, l czasami widzę swoje wtasne niespełnione marzenia. Mam to szczęście, że Krzyś jest bardzo rodzinny, kocha dzieci i mnie też. Dba o mnie. Przeszłam niedawno operację oczu, był ze mną. Powiedziałam raz: "Moim marzeniem jest pojechać do Ziemi Świętej". "Mamusiu, bądź cierpliwa", usłyszałam. Potrafimy w domu na kanapie usiąść objęci, wtedy prowadzimy najszczersze rozmowy.

Krzysztof: Naprawdę nie wiedziałem, że mama chciała kiedyś występować, że to jej niespełnione marzenie. Mama jest w mojej "grupie wsparcia". Wiem, że gdy ją o cokolwiek zapytam, szczerze powie, co myśli. Trzy lata temu przeżyliśmy razem czołowe zderzenie. Wypadek nie z naszej winy. Dla tamtego kierowcy skończył się tragicznie. Mama trafiła do szpitala. W takich chwilach można poczuć, jak wiele dla siebie znaczymy i jak mocno się kochamy. Dzwonię do niej kilka razy w tygodniu. Czasem wpadam. Lubię patrzeć, gdy jest u mnie i bawi się z moimi synami Maksem i Vincentem. Tych chwil razem spędzonych jest mi wciąż za mało.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez SERDUSZKO dnia Pią 20:47, 13 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
SERDUSZKO
ADMINISTRATOR FORUM


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:13, 13 Lis 2009    Temat postu:

16.04.2009 r.

NAJTRUDNIEJ JEST WYJŚĆ


[link widoczny dla zalogowanych]

PLOTKA NUMER 1 - Jest dzielnym ojcem!

Krzysztof: Bardzo kocham moich synów, potrafie przyjechać rano tylko po to, by zrobić im śniadanie. Zawsze myślę przede wszystkim o dziecku, potem o partnerce, o sobie na końcu.

[link widoczny dla zalogowanych]

PLOTKA NUMER 2 - Miał operacje plastyczną!

Krzysztof: Mój botoks wymyśliły tabloidy. Tak, tak, sam wziąłem skalpel i zrobiłem sobie cięcie...



Dlaczego tak Ci się nie układa z kobietami?

- Zabiłaś mi ćwieka, bo tak o sobie nie myślałem. Może to kobietom się ze mną nie układa? Każdemu małżeństwo może się nie udać. Ale postaram się odpowiedzieć. Na początku dwoje ludzi zakłada, że będzie im razem fantastycznie. Nie myślą o tym, że oczekiwania mogą rozminąć się z rzeczywistością. Że jakość związku po roku, dwóch, trzech może ulec zmianie. Udany związek to właściwa proporcja rzeczy ważnych.

Jakich?

- Przyjaźń, seks i tak zwana ekonomia. Związek to stół na trzech nogach. A stół na trzech nogach nigdy się nie chwieje. Ale jeśli którejś nogi zabraknie - to leżymy. A wtedy może być już za późno, żeby sobie zadać pytanie, co zrobić, czy tak dalej ma być, czy może trzeba wszystko między sobą przebudować.

A zadałeś sobie pytanie, jaki błąd Ty popełniłeś?

- Czy miłość jest błędem? Gdy się zakochuję, wszystko stawiam na jedną kartę.

Poznaliście się z Anną, gdy miałeś 17 lat. Spotkaliście się już jako dorośli ludzie. Może nie należy wchodzić dwa razy do tej samej rzeki?


- Ania była moją pierwszą miłością. Kiedy spotkaliśmy się po 20 latach, zafascynowałem się i zauroczyłem na nowo. Miałem nadzieję, że szybko będziemy mieć dziecko, stworzymy ciepły dom.

Może tęskni się do młodzieńczych porywów? Ale to nie wystarczy...

- Nie wystarczy, gdy ludzie oddalają się od siebie, wygasa porozumienie, a każde z partnerów zaczyna funkcjonować w odrębnym świecie. Można to znosić rok, dwa, ale życie płynie i przychodzi refleksja, że może jeszcze warto byłoby znaleźć gdzieś tam swoje szczęście.

- Co pozostaje? Pretensje?

- Widzisz, to nie jest tak, że tylko jedna strona pracuje na rozstanie. Zawsze wina rozkłada się na dwoje. Niestety, w naszej kulturze kobiecie łatwiej budować wizerunek osoby pokrzywdzonej, porzuconej, poszkodowanej przez egoistycznego samca. I nikt już potem nie zadaje sobie trudu, by przeanalizować, dlaczego się tak stało. A przecież to obu osobom jest trudno, obie znajdują się na zakręcie. Rozstanie jest zawsze bolesne jako skutek długotrwałgo napięcia, konfliktów, braku porozumienia.

Nic nie dzieje się pod wpływem chwili?

- Nie dzieje się. To długotrwały proces. Najpierw próbuje się związek ratować. Myśmy też podejmowali próby ratunku, szukaliśmy pomocy u specjalistów i to nie jeden raz. Powiedzmy to wprost, gdybyś zajrzała przez dziurkę od klucza do wielu drzwi, okazałoby się, że takie sytuacje zdarzają się w co drugiej rodzinie. Tylko z pozoru może tak wyglądać, że to Ibiszowi odbiło.

Oszalał, rzucił żonę dla młodej dziewczyny?

Pewnie bywa i tak, lecz zazwyczaj to nie jest takie łatwe. Rozstania zwykle są nie dla kogoś, lecz dlatego że związek był chory, że partnerom było w nim źle. Myślę, że w takich interpretacjach porzucenia żony lub męża z powodu szaleńczego zakochania tkwi tęsknota ludzi za love story. Bo to takiej romantyczne. Jeżeli jednak w związku istnieją mocne podstawy, przyjaźń, seks, zrozumienie, to nic mu nie zagrozi.

A kim w takim razie jest dla Ciebie Paulina, o której rozpisywały się plotkarskie portale?

- Medialną historią. Szytą grubymi nićmi. Gdy wyszło na jaw, że moje małżeństwo toczy kryzys, tabloidy zaczęły szukać, kto być może jest jego przyczyną. I padło na Pauline, która u mnie pracuje. Młoda, skromna i bezbronna dziewczyna. I nagle znalazła się w ogniu medialnym, okładki w tabloidach, zdjęcia z ukrycia. To, co się stało z jej życiem, trudno sobie wyobrazić. Ja nie mam na to wpływu, ponieważ każde dementi wywołałoby nową falę plotkarskich ataków. Wymyślono nawet ojca Pauliny, który nakazywał jej mnie rzucić (śmiech). A ona z ojcem nie ma kontaktu od lat. Nie przypuszczałem nawet, jaka burza się rozpęta. Potem dorobiono ciąg dalszy plotki: wykorzystana dziewczyna w końcu mnie rzuciła i straciła pracę. A kto w takim razie siedzi przy tamtym biurku? Chodź, przedstawię was sobie...

No cóż, taka jest cena Twojej popularności.

- Szkoda,że opinię publiczną kształtują pisma bulwarowe.

[link widoczny dla zalogowanych]

PLOTKA NUMER 3 - Wiecznie romansuje!

Krzysztof: Marzę o prawdziwej miłości. Romans z moją asystentką wymyśliły tabloidy. Ostatnio na jakieś imprezie usiadłem obok byłej dziewczyny Przemka Salety. Niedługo zrobią z nas parę.



O kryzysie Twojego związku słyszałam dużo wcześniej, nim dowiedziały się o nim tabloidy. Zaczął się, gdy z Twoją żoną nie przedłużono kontraktu w niemieckim serialu i musiała wrócić do Polski?

- Zaczął się o wiele wcześniej. A nie ma nic gorszego niż niedobre, uśpione emocje. Niby wszystko jest w porządku, ale one krążą po domu... Ludzie są podenerwowani, patrzą na siebie wilkiem. Życie ich już nie cieszy. Aż dochodzi do takiego momentu, gdy człowiek mówi sobie: żyjemy w pustce tak dłużej nie może trwać.

Kiedy między Wami zaczęło się psuć? Był jakiś konkretny powód?

- Te powody się nakładały na siebie. Tak naprawdę Ania żyła w Niemczech, ja tutaj, każde miało swoją pracę, swój świat. W gruncie rzeczy nasze drogi się nie stykały, a nie da się utrzymywać związku na odległość, kiedy nawet telefonicznie kontaktujemy się rzadko. Tak naprawdę kryzys zaczyna się, gdy dwoje ludzi przestaje ze sobą rozmawiać, a kontakty ograniczają się do omówienia bieżących spraw. Chcę to jasno zaznaczyć: Ania jest kapitalną dziewczyną. Nikt nie wiąże się z drugim człowiekiem, mając gotowy plan ewakuacji. Każdy, kto mnie zna, wie, że kiedy się w coś zaangażuję, robię to na sto procent. I tak było. Myślałem o tym tysiąc razy: może po prostu pamiętaliśmy siebie sprzed ponad dwudziestu lat? Ani ona, ani ja nie braliśmy pod uwagę tych lat różnych doświadczeń, które były pomiędzy i które nas po prostu zmieniły.

Długo myślałeś o rozstaniu?

- Rok, półtora, a może dłużej.

Zacząłeś myśleć o rozwodzie pól roku po ślubie?

- Nie żartuj. Ale na pewno tej decyzji nie podjąłem w afekcie. Analizowałem sytuację, myślałem, czym ona grozi, nie spałem po nocach. Powtarzam, to był krok przemyślany. Tak długo to trwało, bo miałem świadomość, że ważą się losy trzech osób.

Vincent...

- Bardzo go kocham. Bardzo kocham moich synów. Dziecko musi mieć poczucie bezpieczeństwa, a jednocześnie jest najczulszym barometrem, doskonale wyczuwa relacje między rodzicami - czy są pełne miłości, czy to zwykła maskarada, tyle że ojciec i matka mieszkają pod jednym dachem i prowadzą wspólne gospodarstwo. Dlatego trzeba życie uporządkować. Myśleć przede wszystkim o dziecku, potem o partnerce i o sobie na końcu. W takiej kolejności. I uważam, że mniejszym złem jest decyzja o rozstaniu niż uprawianie jakiejś gry pozorów. Można przecież, chociaż to o wiele trudniejsze, ułożyć sobie tak codzienność, by dać dziecku miłość z obu stron, a jednocześnie poukładać sobie samemu wszystko od nowa. Codzienność wtedy jest trudniejsza organizacyjnie, wymaga skupienia i porozumienia na różnych płaszczyznach, jak choćby odwiezienie dziecka do szkoły czy opieka nad nim, gdy choruje. Ale relacje są zdrowsze. Zwłaszcza gdy mogą być przyjacielskie. Teraz na przykład opiekuję się Vincentem, gdy Ania tańczy w "Tańcu z Gwiazdami". Oglądamy ją w telewizji, wysyłamy SMS-y. A starszy syn, Maks, wczoraj zadzwonił do mnie, że leży w łóżku i żebym przyjechał go przytulić i poczytać mu bajki. Przerwałem spotkanie i pojechałem. Wzruszył mnie tą tęsknotą. Można być dobrym ojcem mimo rozstania z matkami swoich dzieci. Dzieci to świętość i zawsze będą u mnie na pierwszym miejscu. I zawsze będę wspierał moje byłe żony.

Jak powiedzieć kobiecie, że się odchodzi?

- Trudniejsze niż powiedzieć "do widzenia" jest zrobić to wyjść, po prostu wyjść. U mnie minęły trzy miesiące od pożegnalnej rozmowy, zanim ostatecznie spakowałem walizkę.

Taką rozmowę przeprowadza się przy stole, nad szklanką herbaty?

- To zawsze jest bardzo trudne. Nie ma idealnego czasu i miejsca na taką rozmowę. Przedtem przeprowadza się wiele dyskusji na zasadzie: a może byśmy zmienili to czy tamto. Od miesięcy przygotowywałem się psychicznie do tego momentu. Prowadziłem wiele rozważań sam ze sobą i w ścisłym gronie przyjaciół. Ostateczną decyzję podjąłem sam. Nie było wyjścia. Tyle rzeczy uwierało, że trzeba było to przeciąć.

Co konkretnie uwierało?

- To dzieje się na wielu poziomach Nie będę się żalić, bo jestem facetem. Natomiast dominuje poczucie, że to nie to, że nie tak to sobie wyobrażaliśmy.

Bałeś się tej rozmowy? Łez?

- Bałem. A łzy są zawsze.

Już macie rozwód?

- Nie. Ale rozwód wewnętrzny już wziąłem.

Może to nie była miłość?

- Przecież człowiek nie żeni się bez miłości. Było uczucie, namiętność.Tylko że ludzie się zmieniają, ich związek się zmienia. Nie mówią sobie "kocham" albo "podobasz mi się". Pracują, zajmują się codziennymi obowiązkami, ale...

Jak przeczytałam, codziennie wracałeś o drugiej w nocy. Jak wtedy rozmawiać?

- Dziwię się temu zdaniu, bo to nieprawda. Jeśli wracałem w nocy, to na przykład jadąc do Warszawy z Poznania, z koncertu. I między innymi po to, by rano obudzić się w domu i zrobić dziecku śniadanie. Z "Jak oni śpiewają" wracałem o północy, jak tylko program się skończył. Tak, mój zawód bardzo
utrudnia wypracowanie jakiegoś rytmu domowego. Czasami wymaga dyspozycyjności. Ale to nie była żadna tajemnica.

Przeczytałam jeszcze, że nie padały pytania, gdzie byłeś i co robiłeś? Kobieta boi się odpowiedzi na nie.

- A ja właśnie chciałbym, żeby Ania mi je zadała. Żeby zadzwoniła do mnie w ciągu dnia, pytając, co robię i czy coś jadłem. Żebym czuł, że się o mnie troszczy.

[link widoczny dla zalogowanych]

PLOTKA NUMER 4 - Obsesyjnie walczy z czasem!

Krzysztof: Nie boje się starzenia. Nie może być problemem coś, na co nie mamy wpływu. Myślę, że przy moim stylu życia doczekam się wnuków. A zamierzam zwolnić po... dziewięćdziesiatce.



Nie zaprzeczysz, że jesteś pracoholikiem, a tego rodzina nie lubi?

- Często ludzie zadają mi pytanie: "Krzysiu, czy musisz tyle pracować?" Muszę. Dzięki temu, że tak dużo pracuję, zapewnię moim synom lepszy start w życiu. To w nich inwestuję. A poza tym lubię pracować. Nie mogę z tym walczyć, bo byłbym nieszczęśliwy.

Próbowałeś?

- Czasami, gdy gdzieś wyjeżdżałem. Na trzeci dzień już było kiepsko. Z Żuław, gdzie Ania z Vincentem spędzali wakacje, wyjeżdżałem na koncerty i wracałem. Jestem urodzony do galopu. Kocham media, telewizję, prowadzę firmę mediową. No i jest fajnie.

A kobieta pewnie chciałaby mieć Cię w domu?

- A jednocześnie chciałaby mieć wysoki standard życia. Czy zrezygnowałaby z niego po to, żebym sprzątał, gotował i mył naczynia? Nie jestem pewien. Potem zaczęłyby się wyrzuty - nie ma pieniędzy, nie mamy za co pojechać na wakacje, itd.

Twoja żona nie uważała, że za dużo pracujesz?

- Uważała, że robię zbyt dużo programów. Ale jej też nie było w domu. Nie chcę wnikać w szczegóły. Teraz trzeba się skupić na budowaniu relacji po rozstaniu, by były jak najlepsze. Jestem pełen wdzięczności i szacunku dla kobiet, które chciały ze mną być. Nasze dzieci to owoce miłości.

[link widoczny dla zalogowanych]

PLOTKA NUMER 5 - Uwielbia lans i jest pracoholikiem!

Krzysztof: Często ludzie pytają mnie: Krzysiu czy musisz tyle pracować? Muszę. Nie mogę z tym walczyć, bo byłbym nieszczęśliwy. Jestem urodzony do wiecznego galopu.



Dla ich dobra nie powinno być między Wami wrogości?

- Nie ma jej. Jestem często w domu, kładę Vincenta spać, rano przyjeżdżam, żeby zrobić mu śniadanie. I te nasze rozmowy. Wiesz, jakie to trudne zejść do poziomu klocków lego, gdy myślami bujam zupełnie gdzie indziej? Ale przeżywam z synami różne fascynacje. Ze starszym - ośmioletnim Maksem (z pierwszego małżeństwa) - przeszedłem od "Boba Budowniczego", przez dinozaury, do "Star Wars". Gdy Vincent dojrzeje do takich zabaw, będzie, jak znalazł. Jestem ojcem, który poczyta, wykąpie, położy do łóżeczka.

Ale masz już 44 lata. Będziesz tak zmieniał kobiety w nieskończoność? Czego tak naprawdę chcesz?

- Gdybym zaczął tak myśleć, to powinienem od razu wykopać sobie dół. Ja chcę żyć pełnią życia.

A co to jest pełnia życia?

- To szczęście. Prywatne i zawodowe. Dobre relacje z ludźmi, czas dla dzieci, czas dla przyjaciół,


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Nieoficjalne forum o Krzysztofie Ibiszu Strona Główna -> ARTYKUŁY Z PRASY Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin