Forum Nieoficjalne forum o Krzysztofie Ibiszu Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

TELE TYDZIEŃ
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Nieoficjalne forum o Krzysztofie Ibiszu Strona Główna -> ARTYKUŁY Z PRASY
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
SERDUSZKO
ADMINISTRATOR FORUM


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:50, 12 Lis 2009    Temat postu:

nr 9 z 26.02.2007 r.

ADRENALINA ZROBI SWOJE


[link widoczny dla zalogowanych]

foto: Rafał Gdaniec

Jest jedną z największych gwiazd naszej telewizji. Sprawiły to wdzięk i klasa, z jakimi prowadzi widowiska i teleturnieje. Teraz przed nim nowe wyzwanie - "Jak Oni śpiewają".

- Kiedy po raz pierwszy stanął Pan przed kamerą w programie na żywo?

W połowie lat 90., na festiwalu rockowym w Jarocinie. Nasza kamera podglądała, co dzieje się na scenie.

- Zwykła dziennikarska robota?

Nie do końca, bo w historii tej imprezy to był pierwszy "lajf". Zaczęło się od tego, że zobaczyłem swoją twarz w monitorze i uświadomiłem sobie, że jestem w 3 milionach domów w Polsce. To mnie oczywiście sparaliżowało. A potem było jeszcze gorzej, bo trzeba było wyjść na scenę, gdzie młoda widownia skandowała "Sprzedali Jarocin"! Młodzież uznała, że pokazywanie ich alternatywnego festiwalu w telewizji jest czystą komercją, a Jarocin był przecież przeciw komercji. Na scenę leciały jajka, pomidory, kamienie, noże i butelki.

- Udało się Panu coś powiedzieć w takim "deszczu"?

Tak, choć nie było łatwo. I była to dla mnie dobra bojowa szkoła. Ciąg dalszy też był ostry. Przez pół roku prowadziłem na żywo "Dwa światy", a potem sześć edycji "Baru". W sumie około 300 programów. Na ogół dość nieprzewidywalnych. Nigdy nie wiedziałem, czy któryś z uczestników nagle nie zareaguje zbyt emocjonalnie, nie opuści studia lub nie zaczme się jakaś bójka, bo i tak bywało.

- Zdarza się, że i dziś trema wbija Pana w ziemię?

Już nie. Niemniej tuż przed programem na żywo czuję się podekscytowany, podnosi się temperatura. Czuję się, jakbym nurkował pod wodą - im głębiej, tym fajniej. Stara zasada telewizyjna mówi, że jesteś tak dobry jak twój ostatni program. Ta zasada przenosi się na całą ekipę - na operatora, który musi trzymać ostrość i ładne plany, na realizatora wizji, który dobrze trafia w guziki i wyławia fajne reakcje. Cała ekipa jest maksymalnie skoncentrowana, nikt nie może popełnić błędu. Dlatego na ogół programy na żywo wychodzą najlepiej.

- Zaliczył Pan jakieś wpadki? Chwile, gdy skakała adrenalina?

W "Barze" materiały filmowe robiono w ostatniej chwili, spod Wrocławia do centrum woził je chłopak na motorze. Słyszałem w słuchawce: - Jest korek, 10 minut - Co mam mówić? Coś jeszcze? Scenariusz często powstawał w ostatniej chwili. Pytam na reklamach, gdzie jest jego dalsza część, bo mam zaledwie 14 z 20 stron. - Chłopaki, co tam dalej? Słyszę: - Siadła sieć, faks nie działa. A na koniec dobrą radę: - Rozmawiaj z uczestnikami przez 14 minut.

- Czy musi się Pan specjalnie przygotowywać do programu na żywo?

Prowadzący zawsze, choćby umierał lub miał 40 stopni gorączki, musi czuć się świetnie. Trzy, cztery godziny przed programem nie prowadzę auta, bo wystarczy zwykła stłuczka, konieczność czekania na policję i już nie jestem w stanie dotrzeć na czas. W dniu "żywca" nie jeżdżę też windą. W programie na żywo nie może coś nie wyjść. Nie można mieć złego nastroju. Wszystko musi być super.
- Teraz przed Panem nowy program Polsatu "Jak Oni śpiewają". Powtórzy sukces "Idola"?

Mam pewność, że tak. Uczestnicy to gwiazdy seriali telewizyjnych, czyli czy nam się to podoba czy nie - najpopularniejsi ludzie w Polsce. Ci ludzie zgodzili się stanąć do konkursu piosenki. Jako widz i prowadzący mam nadzieję, że będą dobrzy w tym śpiewaniu, niemniej co odcinek musi odpaść jedna osoba, co na pewno wzbudzi emocje. Program wedle takiej recepty musi się udać. A adrenalina zrobi swoje.

Rozmawiała: Bożena Chodyniecka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
SERDUSZKO
ADMINISTRATOR FORUM


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:52, 12 Lis 2009    Temat postu:

nr 14 z 02.04.2007 r.

KOPERTY PEŁNE MARZEŃ


- Ale pan Krzysiu zeszczuplał! - szepczą między sobą uczestnicy teleturnieju "Gra w ciemno", na widok prowadzącego show. "Tele Tydzień" zagląda za kulisy tego popularnego programu.

Krzysztof Ibisz rzeczywiście zaskakuje smukłą sylwetką. - Ćwiczę, stosuję dietę, prowadzę zdrowy tryb życia. To trudne wyzwanie - z uśmiechem zdradza tajemnicę straconych kilogramów, przebierając się po raz... czwarty w ciągu kilku godzin, bowiem jednego dnia kręconych jest nawet pięć odcinków teleturnieju.

Garnitury i koszule ma świetnie dopasowane. - Szyję je oczywiście na miarę. Niektórzy nie przywiązują do tego wagi, ja tak - zdradza sekrety garderoby. Jest sympatyczny, żartuje z realizatorami programu, ma nienaganne maniery wobec graczy. W przerwach między nagrywaniem kolejnych odcinków idzie do garderoby, gdzie na stoliku czeka na niego mnóstwo owoców. Podjada winogrona. - Bardzo lubię prowadzić ten teleturniej. Jednak każdy z odcinków to prawdziwe wyzwanie - mówi.

l rzeczywiście. Emocje podczas nagrywania programu są ogromne. Trudno spokojnie usiedzieć na widowni, a prowadzący zachowuje twarz pokerzysty. Jednocześnie stara się w mocno zawoalowany sposób podpowiadać graczom, co powinni robić. Musi cały czas myśleć i to na najwyższych obrotach.

To duża sztuka, biorąc pod uwagę, że nagrania trwają przez kilkanaście godzin dziennie. - Nie jestem hazardzistą. Po prostu lubię ryzyko w rozsądnych granicach i staram się, żeby program był atrakcyjny - uśmiecha się. "Gra w ciemno" jest nagrywana we Wrocławiu, w hali telewizyjnej wytwórni ATM. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to rozmiar studia. W telewizorze wydaje się ogromne, a w rzeczywistości jest o wiele mniejsze. Właśnie wychodzi z niego jeden z graczy. Smutny i niezadowolony, bo wygrał zaledwie... 100 złotych, a mógł mieć 16 tysięcy.

Damian Wróbel, handlowiec z Knurowa, wchodzi na nagranie jako kolejny zawodnik. Trochę przeszkadza mu telewizyjny makijaż, nałożony przez charakteryzatorki. - Tylko proszę nie zapomnieć zmyć potem tego pudru - uśmiecha się Małgorzata Pach-Galik, współredaktor programu. - Mieliśmy tu już graczy, którzy zapominali zmyć makijaż i gdy wracali do domu pociągiem, budzili niezłą sensację - opowiada. Pan Damian zachowuje zimną krew. - Puder na pewno zmyję. Nagraniem na razie się nie denerwuję, ale pewnie mnie dopadnie - uśmiecha się. Na udział w programie namówił go teść . - Bo Damian ciągle się wymądrzał, gdy siedział przed telewizorem i oglądał "Grę w ciemno" - mówi.

Jan Kursa, teść pana Damiana. Razem przyjechali na to nagranie. - Żona za bardzo by to wszystko przeżywała. Chciałby wygrać trochę pieniędzy, bo kupił właśnie duży dom i obiecał żonie piękną kuchnię. W czasie gry idzie mu świetnie. Wylicytował aż 138 tysięcy złotych! Niestety. Choć prowadzący Krzysztof Ibisz dwoi się i troi, żeby dać graczowi do zrozumienia, że nie powinien upierać się przy zabraniu upatrzonej koperty, pani Damian postanawia iść na całość. Efekt jest taki, że kończy grę z zerowym kontem. - Ale niczego nie żałuję. Przecież mogłoby mnie tu wcale nie być, mógłbym nie przeżyć świetnej przygody. A pieniądze na remont domu i kuchnię na pewno się znajdą - mówi. Żal po przegranej jednak zostaje i nie pomoże nawet ciepły uśmiech pana Krzysztofa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
SERDUSZKO
ADMINISTRATOR FORUM


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:53, 12 Lis 2009    Temat postu:

nr 16 z 16.04.2007 r.

PRZEŻYWAM KAŻDY WYSTĘP


[link widoczny dla zalogowanych]

foto: POLSAT

Razem z Katarzyną Cichopek tworzy najbardziej lubiany duet w polskiej telewizji. Prowadząc zmagania gwiazd w "Jak Oni Śpiewają", ujmują widzów ciepłem i humorem.

Jest jednym z najpopularniejszych polskich prezenterów. Karierę zaczynał w TVP od prowadzenia pierwszego teleturnieju w konwencji show - "Czar Par". Kilka lat temu trafił do Polsatu. Prowadził tam takie programy, jak "Bar", "Dwa światy", "Awantura o kasę". Teraz, wraz z Katarzyną Cichopek, jest gospodarzem "Jak Oni Śpiewają".

- Czy w trakcie prowadzenia "Jak ONI Śpiewają", emocjonuje się Pan występami serialowych gwiazd?

Przeżywam występ każdego artysty. Cieszę się, jak mu się udaje, żałuję, jak nie wyjdzie. Myślę - szkoda, na próbach tak mu dobrze szło. Panuje świetna atmosfera w całej ekipie. Wszyscy: uczestnicy, realizatorzy i prowadzący bardzo się ze sobą zżyliśmy.

- Ma Pan swoich faworytów?

Mam, ale nie mogę zdradzić nazwisk. Powiem tylko, że gdybym ja był jurorem, brałbym pod uwagę nie tylko to, czy ktoś technicznie dobrze śpiewa. Robi bowiem na mnie wrażenie, czy w tym, co artysta prezentuje na scenie, jest głęboka prawda o nim jako o człowieku. Zdarzają się takie występy w "Jak ONI Śpiewają", które sprawiają, że przechodzą mnie dreszcze.

- Czy coś Pana zaskoczyło?

Byłem przekonany, że popularność serialowa przełoży się na sukces aktora w programie. Okazało się jednak, że odpadają gwiazdy grające w najbardziej popularnych serialach, zostają zaś ci z tych mniej chętnie oglądanych. Liczy się po prostu, jak oni śpiewają.

- Trudno jest się z Panem umówić. Co, oprócz prowadzenia "Jak ONI Śpiewają" i teleturnieju "Gra w ciemno", zajmuje Panu czas?

Praca prezentera to nie tylko to, co widać na ekranie. Składa się na nią wiele rzeczy: spotkania, dyskusje o tym, jak program powinien wyglądać, w jaki sposób należałoby go prowadzić, jak dawkować emocje, żeby widz nie wybrał innej stacji. Do tego dochodzą jeszcze np. przymiarki kostiumów i mnóstwo różnych spraw związanych z następnymi projektami. Poza tym lubię prowadzić trasy koncertowe. Ostatnio takich zespołów, jak Kombii, Maanam, a wkrótce Lady Pank. Kontakt z wielotysięczną widownią to jest to, co daje mi dużą radość.

- To chyba nie wszystko, co Pan robi?
Dziś np. jestem gościem w jednym z popularnych programów. Tuż po naszym spotkaniu idę na angielski. Potem siłownia... Zdarza się, że w tygodniu mam dwie, trzy sesje do różnych gazet. Mój kalendarz wypełniony jest aż do czerwca. Jak dzwoni kolega i proponuje mi wyjście na kawę, ja na to: dobrze. - Ale kiedy? - Mogę najwcześniej za dwa miesiące. - Zwariowałeś ? No i tak to wygląda. Oprócz codziennego zabiegania staram się znaleźć czas na rzeczy naprawdę ważne. Wczoraj udało mi się spełnić marzenie chorego chłopca, który bardzo chciał się ze mną spotkać. To były niezapomniane chwile. A przede wszystkim mam dwóch wspaniałych synów, z którymi spędzam jak najwięcej czasu. Staram się też wyrwać trochę wolnego dla siebie. Sam nie wiem, jak się wyrabiam (śmiech).

- Czy jeszcze Pan się czegoś uczy, wykonując swój zawód?

Oczywiście! Kiedyś zapytałem Mariusza Waltera, dlaczego znani prezenterzy amerykańscy to starsi panowie. Wyjaśnił mi prosty mechanizm, który przekłada się na telewizję. Otóż, idąc przez życie, zbierasz doświadczenie. Składają się na nie przeczytane książki, udane albo nieudane związki, życiowe porażki i sukcesy itd. Potem, kiedy prowadzisz program rozrywkowy, duże widowisko na żywo, możesz z tych doświadczeń korzystać. Dlatego nigdy 30-letni prezenter nie będzie tak dobry, jak 50-letni.

- Jest Pan z wykształcenia aktorem. Był Pan posłem na Sejm, zaczął pisać doktorat z dziennikarstwa. Kim naprawdę jest Krzysztof Ibisz?

Jestem dziennikarzem telewizyjnym, pracującym w rozrywce. To jest specyficzna i bardzo trudna branża. Prowadzenie programu telewizyjnego wydaje się szalenie łatwe. Ludzie się bawią, są zadowoleni, wszystko wygląda pięknie, ale tak naprawdę prezenter telewizyjny to bardzo trudny, wymagający ogromnej wiedzy, doświadczenia i talentu, zawód.

- Bycie posłem czy doktorat to zajęcia z zupełnie innej bajki. Lubi Pan wyzwania, poszukuje nowych doświadczeń?

Zdecydowanie tak! Boleję, że mam tak mało czasu dla moich zainteresowań. Pasjonuję się nurkowaniem. Marzę, żeby nauczyć się gotować, kocham dobrą kuchnię! Ciekawość różnych rzeczy jest we mnie wielka.

- Jaka jest recepta na sukces?

Nie ma takiej, ale uważam, że wszystko w życiu można osiągnąć. Pod jednym warunkiem, że robi się coś, do czego ma się zdolności i jeśli poprze się je ogromną pracą i wytrwałością. Amerykanie mówią: kochaj swoją pracę, albo ją rzuć. Sukces można osiągnąć tylko w tej dziedzinie, którą się naprawdę kocha. Niezależnie, czy to jest praca dziennikarza, czy taksówkarza. No i wytrwałość. Jeśli się już coś zaplanuje, to nigdy nie powinno się z tego wycofywać. Przegrywają ci, którzy za wcześnie zrezygnowali.

- A co daje Panu wewnętrzny napęd, tę widoczną radość życia?

To u mnie chyba genetyczne. Zawsze taki byłem. Jak pracowałem w telewizji publicznej, to na korytarzach pytano mnie: co ty taki wesoły jesteś ? Wiadomo, że w Polsce jak wesoły, to głupi, czyli jak jest dobrze, to źle. Trzeba więc coś zepsuć.

Rozmawiała: Iwona Aleksandrowska


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
SERDUSZKO
ADMINISTRATOR FORUM


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:36, 12 Lis 2009    Temat postu:

nr 52 z 22.12.2007 r.

KASIA SOWIŃSKA I KRZYSZTOF IBISZ

BAWCIE SIĘ Z NAMI W SYLWESTRA


[link widoczny dla zalogowanych]

Kasia i Krzysztof ostatnią noc w roku spędzą w pracy, ale bardzo się z tego cieszą. Poprowadzą na krakowskim Rynku "Sylwestrową Moc Przebojow" Telewizji Polsat.

- Czy to pierwszy Państwa Sylwester, prowadzony dla tylu tysięcy osób?

Krzysztof Ibisz: - Dla mnie drugi po zeszłorocznym, który okazał się wielkim sukcesem Polsatu, zarówno pod względem oglądalności, jak i liczby ludzi, którzy przyszli na Rynek. Bawiło się z nami ponad 200 tys. osób. Nic dziwnego, Kraków to zaczarowane miejsce, gdzie takie imprezy udają się najlepiej.

Katarzyna Sowińska: - Będę po raz pierwszy prowadziła na żywo tak ogromną imprezę. Już czuję atmosferę tego Sylwestra! Rok temu z mamą oglądałam transmisję w telewizji. Nie przypuszczałam, że za 12 miesięcy wystąpię w roli prezenterki. To wielki zaszczyt stanąć na scenie u boku takich zawodowców, jak Agata Młynarska czy Krzysztof Ibisz. To tak, jakby poczatkujący aktor grał z Krystyną Jandą.

- Jak spędzają Państwo Sylwestra "nie w pracy"?

KI: - Na ogół mi się to nie zdarza, ale lubię pracować w Sylwestra.

KS: - Uwielbiam witać Nowy Rok z rodzicami lub ze znajomymi. Do tej pory najczęściej spedzałam ten czas z przyjaciółmi za granicą, w ciepłych krajach.

- Najbardziej odlotowy Sylwester?

KI: - Trzy lata temu, dokładnie o północy, nurkowałem w Morzu Czerwonym w Egipcie. O wpół do dwunastej zanurzyliśmy się pod wodę, a wypłynęliśmy wpół do pierwszej. Ryby na tej głębokości wyglądały w świetle latarek fantastycznie. To był Sylwester na czterdziestu metrach poniżej poziomu morza.

KS: - Cztery lata temu spędziłam wspaniałego Sylwestra w Puerto Escondido w Meksyku. To trzecie miejsce na świecie pod względem wielkości fal do surfowania. Nigdy nie zapomnę, jak witałam Nowy Rok na piaszczystej plaży.

- A Sylwester Państwa marzeń?

KI: - Kiedyś byłem w górach u mojego kolegi ratownika GOPR-u i w Sylwestra jeździłem ratrakiem - maszyną ubijającą stoki. Kocham duże pojazdy! Jak tylko mogę przejechać się ciężarówką, wozem strażackim czy walcem, robię to z przyjemnością. Całą noc kierowałem więc tym ratrakiem, który może bardzo wysoko podjechać w górę. Piąta nad ranem, w reflektorach ratraka góry, padający śnieg, choinki przyprószone śniegiem... Przepiękny widok. Taki jest Sylwester moich marzeń, spędzany gdzieś wysoko w górach, w góralskiej chacie.

KS: - Mój wymarzony Sylwester to taki zwyczajny, w domu, u rodziców. Uwielbiam, kiedy z mamą skaczemy po kanałach telewizora i oglądamy, jak bawią się ludzie w różnych zakątkach świata. W ciągu roku dużo pracuję i rzadko widuję się z najbliższymi. Nowy Rok to dla mnie zatem jedyna szansa, żeby pobyć trochę z rodzicami, siostrą, bratem, dziadkami w Wałbrzychu.

- Niektórzy nie lubią Sylwestra, bo przypomina o przemijaniu...

KI: - Przemijanie jest czymś naturalnym, więc nie ma się co przeciwko temu buntować. A Sylwester to zawsze okazja do wszelkich podsumowań i planów na przyszłość. Lubię wykorzystać ten czas, aby zastanowić się, w jakim kierunku zmierzam.

KS: - Sylwester sygnalizuje kolejny rozdział w książce naszego życia.

- Na scenie w Krakowie wystąpią m.in.: Boney M, Shakin' Stevens, Lou Bega, Bajm, Budka Suflera. Czy mają Państwo wspomnienia związane z tymi wykonawcami?

KS: - Gdy byłam mała, słuchali ich moi rodzice. Z chęcią będą oglądali tych artystów w telewizji, a przy okazji i mnie!

KI: - Ostatnio włączyłem płytę Boney M i okazało się, że znam wszystkie piosenki. Pamiętam wokalistę z pierwszego składu, który wykonywał niesamowite figury akrobatyczne. Jako chłopiec próbowałem go naśladować, ale bez powodzenia. Piękne wspomnienia z mojej młodości związane są również z Bajmem i Budką Suflera. Jej występ jest niezwykłym wydarzeniem, bo do tej pory członkowie grupy zawsze spędzali Sylwestra z żonami. W tym roku wyjątkowo zaśpiewają dla nas w czasie "Sylwestrowej Mocy Przebojów" na krakowskim Rynku. Muzyka, którą zagramy, jest idealna zarówno na wielkie imprezy jak i domowe prywatki, więc zapraszamy wszystkich do Krakowa albo przed teiewizory.

Rozmawiała: Iwona Aleksandrowska


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
SERDUSZKO
ADMINISTRATOR FORUM


Dołączył: 13 Kwi 2009
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:45, 12 Lis 2009    Temat postu:

07.01.2008 r.

WIWAT 2008!


Doskonała koniunktura, wzrost zarobków i nienotowany od lat wskaźnik optymizmu społecznego Polaków - wszystko to było widać podczas tego sylwestra. Bawiliśmy się jak nigdy dotąd! Nikt tym razem nie chciał spędzać ostatniej nocy w roku "na białej sali", czyli pod własną kołderką. Mimo nie najlepszej pogody setki tysięcy osób wyległo na ulice miast i miasteczek, aby witać Nowy Rok. Wspaniałe występy setek najlepszych artystów, fajerwerki i race, dowcip i szampan, roztańczone, wesołe tłumy. To wszystko widać było na największych masowych imprezach w Krakowie, Wrocławiu i Warszawie. Patronowały im Polsat, TVP2 i TVN.

W tej estradowej uczcie uczestniczyły także miliony telewidzów. Imprezę Polsatu w Krakowie obejrzało ponad trzy miliony widzów. Niemal tyle samo widzów miała impreza TVP 2 we Wrocławiu, gdzie na rynku bawiło się wiele tysięcy osób. Gorzej tym razem wypadła stolica. Tu, mimo kilkudziesięciu gwiazd, na Plac Defilad przybyło dużo mniej gości, a telewizyjną transmisję obejrzało ok. 1,6 miliona widzów.

Kogo wyróżnić, kogo pochwalić? W Krakowie, gdzie impreza na rozświetlonym Rynku Głównym przebiegała pod hasłem "Sylwestrowa Moc Przebojów", rozbrzmiewały najpopularniejsze piosenki ostatniego 50-lecia. A wykonywały je gwiazdy z dawnych lat Boney M., Shakin' Stevens, Lou Bega, Czerwone Gitary. A oprócz nich m.in. Budka Suflera, Urszula, Beata Kozidrak, VOX, Justyna Steczkowska, Edyta Gómiak i Joanna Liszowska. Prowadzili Agata Młynarska, Katarzyna Sowińska oraz Krzysztof Ibisz i Maciej Dowbor.

We Wrocławiu, gdzie imprezę nazwano "Sylwester z Dwójką", prowadzili Grażyna Torbicka i Krzysztof Skiba. Na estradzie zaś szaleli m.in. Doda, Perfect, Kayah, Paweł Kukiz, Natalia Kukulska i Stachursky.

Zabawa trwała do rana. Nic dziwnego, że stacje postanowiły powtórzyć fragmenty transmisji. Przeżyjmy to jeszcze raz!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Nieoficjalne forum o Krzysztofie Ibiszu Strona Główna -> ARTYKUŁY Z PRASY Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
Strona 7 z 7

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin